Tuesday 18 November 2008

Laos z autobusu

Podroz do Luang Prabang zaczela sie jak zwykle. Doszlysmy n adworzec autobusowy i wtedy wlasnie okazalo sie, ze dworzec miedzymiastowy jest 6 km dalej. NA szczescie mialysmy na tyle czasu, zeby sprostac temu wyzwaniu.
Podroz, ktora miala byc koszmarna (wyboje, 9 godzin + w ciasnym busie, upal itd) okazala sie byc fantastycznym przezyciem! Jechalismy ze srednia predkoscia 40 km/h przez najwspanialsze i najdziksze gory jakie kiedykolwiek zdarzylo mi sie widziec. Ogromnr roznice poziomow, kilometry gor nietknietych cywilizacja; pojawiajace sie kolejne pasma, najblizej zielone, potem ciemniejace do granatowego i na koncu niebieskie, i szare. Wysokie kopcowate szczty, cale az do czubkow porosniete gesta, zielona, blyszczaca dzungla. Wystawaly z niej tylko wysokie na kilkanascie metrow wiazki bambusow i rozgwiazdy jasnozielonych bananowcow. w wawozach wily sie calkiem spore rzeki. FANTASTYCZNE!!! niestety z autobusu nie dalo sie robic zdjec, mimo ze jechal wolno mial bardzo brudne szyby :)))
CZasami na brzegu drogi pojawiala sie wioska: kilka do kilkunastu chalupek umocowanych na palach, wyjscie na ulice bylo ok, a druga czesc domu wiszaca juz kilka metrow nad urwiskiem. Wioseczki doslownie "przyklejone" do drogi, na ulicy dzieci, psy, swinki itd. Wszystko to niespiesznie opuszcalo jezdnie kiedy nasz pan kierowca zatrabil; tylko siedzacy w okregach mezczyzni nie wstawali nigdy, i ich trzeba bylo omijac.
Kiedy mowie "swinki" to nie tylko z sympatii do kotletow. Wszystko tutaj jest malutkie: swinki, pieski, nawet koniki wielkosci naszych kucykow i krowki wielkosci cielaczkow. NAwet ludzie sa bardzo drobni a dzieci po priostu malenkie. To dlatego, ze zywia sie tylko liscmi i bambusem.
I my wrocimy takie same ( w kazdym razie na to liczymy :))))

Probowalysmy zjesc mieso; na postoju autobusu KAsia kupila sobie kurczaka, ktory po blizszym obejrzeniu i probie zjedzenia wydawal sie byc szczurem(sprzedawanym takze na sasiednim straganie). Z przerazeniem musialam siegnac po lekarstwo, ktore Asia zawsze ma przy sobie i szczodrze udziela potrzebujacym.
Wieczorem nadal bylo atrakcyjnie, we wsiach plonely ich specyficzne oszczedne ogniska a cala ludnosc gromadnie dokonywala ablucji na golasa wzdloz drogi przy wszystkich dostyepnych ujeciach wody. Wygladali cudownie w swietle zachodzacego slonca myjac sie calymi rodzinami, brazowi i blyszczacy ....

No comments:

Post a Comment